Motylu, ja bym ciebie szczęścia uczyć mógł,
Tobie pył potrzebny kwiatów - mnie starczy pył dróg...
Jan Sztaudynger, "Nauka szczęścia"

niedziela, 9 sierpnia 2009

Bolączki, które stają się wymówkami.

Będąc dzieckiem nie za bardzo rozumiałem, dlaczego mój ojciec siedzi cały czas w fotelu patrząc tym obojętnym wzrokiem, gdzieś przed siebie. Gdy stawałem się coraz bardziej świadomy dochodziło do mnie, że jest to choroba psychiczna, a te wszystkie leki, które brał codziennie, służyły ulżeniu bólowi jego duszy, sercu, umysłowi i ciału. Były oczywiście i lepsze dni, gdzie wszystko wyglądało dobrze, ale tych chwil było zdecydowanie za mało. Moja rodzina stała się hermetycznie zamknięta przed światem. I w tej o to rzeczywistości stworzyłem swój własny świat, który stał się moim azylem. I szczerze mówiąc w tamtym okresie nie widziałem, że coś jest nie tak. Gdy byłem dzieckiem, po prostu bawiłem się i śmiałem, nie zdając sobie sprawy z tego, że powoli moja podświadomość coraz bardziej będzie nasiąkać sytuacją w domu.

Choroba ojca trwająca latami musiała odcisnąć piętno na moim życiu i tak też się stało. Stawałem się coraz bardziej nieśmiały, tworząc gotowe scenariusze w swojej głowie. Zanim dobrze zacząłem coś robić w moim umyśle już zostało poddane to krytyce, a najtrudniejsze stały się kontakty z drugim człowiekiem. Zwykłe wejście do sklepu stawało się coraz trudniejsze. Ponieważ jestem osobą emocyjną, za bardzo odczuwałem zobowiązanie wobec ludzi wokół mnie. Zerowa asertywność sprawiła, iż wolałem unikać jakichkolwiek relacji międzyludzkich.

I tak o to niewyposażony w umiejętności społecznej komunikacji oraz barku empatii wchodziłem w dorosłe życie. Było to bolesne wejście, chodź na zewnątrz tego nie okazywałem w środku się gotowało. Stawałem się coraz bardziej podatny na stres, bałem się podejmować decyzji, które miały zaważyć na mojej przyszłości, bałem się sukcesu. Przez to wszystko nie byłem w stanie rozeznać, co jest dla mnie najlepsze. Popłynąłem z nurtem „rzeki” coraz bardziej nienawidząc swojego życia.

W ten oto sposób bolączki nabyte w dzieciństwie stały się wymówkami w życiu dorosłym. Nawet pisząc o tym wiem, że łatwiej było by to wszystko rzucić i trochę się po użalać nad sobą, że nie umiem pisać lub inną zastosować torturę by udowodnić sobie po raz kolejny, że się do niczego nie nadaje. Ale tak nie zrobię, bo wierzę, że wytrwałością i cierpliwością mogę przerwać ten przeklęty krąg. Już wiele zrobiłem by to się stało. Upadam, ale wstaje, a każde dźwignięcie się z kolon sprawia, że jestem silniejszy. I tylko wciąż kołacze mi się w głowie to jedno pytanie: quo vadis? Najpierw jednak muszę odnaleźć i oddzielić wszystkie bolączki, określić źródło każdej z nich i zastosować odpowiednie rozwiązania. I właśnie tym się zajmę przez najbliższe 30 dni. Cały proces zmian potrwa 16 miesięcy i zapraszam wszystkich chętnych do zapoznania się z moją drogą ku odnalezieniu własnego głosu. Jak już wspominałem kiedyś, podstawą tych zmian jest książka Steven`a Covey`a „8 nawyk”.

1 komentarz:

Alutaka pisze...

Witaj
Bardzo mi bliskie jest to co opisujesz. Ja całe życie szukam, grzebię, ćwiczę, próbuje by zmienić to co tam siedzi w głowie i mi nie służy. Książek o rozwoju, podświadomości i psychologii przeczytałam co nie miara . M.in. Steven`a Covey' a też bardzo lobię. Z jakiegoś powodu jednak wciąż wracam do tego małego bezradnego i przerażonego dziecka w swojej głowie :(