Motylu, ja bym ciebie szczęścia uczyć mógł,
Tobie pył potrzebny kwiatów - mnie starczy pył dróg...
Jan Sztaudynger, "Nauka szczęścia"

niedziela, 16 sierpnia 2009

Zaprogramowanie podświadomości - a nasze bolączki.

Po raz kolejny wracam do podświadomości, ale jest to konieczne, gdyż moim zdaniem (nic odkrywczego:) jest to klucz do odnalezienia zupełnie nowej jakości życia. Problem z podświadomością jest taki, że nie można jej zobaczyć ani dotknąć. Jest skromna i nie wychyla się przed szereg, stojąc z boku i zawiadując całym naszym organizmem. Tak naprawdę jej efekty pracy możemy dostrzec po tym jak postrzegamy świat i jak realizujemy nasze pasje i marzenia. Podświadomość ma za zadanie chronić nas; odpowiada za instynkt przetrwania. Pozwala zapominać o traumatycznych przeżyciach. Jest wspaniałym i cudownym darem, który pozwala nam żyć i normalnie funkcjonować. I jak patrzę na swoje życie - wszystko to zgadza się z moim obserwacjami i tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju : dlaczego jest mi tak źle z samym sobą?

Odpowiedź jest prosta - człowiek to nie tylko instynkt samozachowawczy, ale cytując Stephen`a R. Covey`a „... głos ludzkiego ducha – przepełnionego nadzieją, inteligentnego, z natury prężnego, nieograniczonego w swoim potencjale służenie wspólnemu dobru” - i to odzywa się we mnie. Głos ten jest w każdym człowieku. Ale jak już wielokrotnie się przekonałem, nic w życiu nie jest proste i ten mój właśnie głos duszy został zagłuszony przez chorobę mojego ojca, która jak system komputerowy została przyswojona i zaadoptowana przez moją podświadomość. Od tego czasu, stałem się więźniem własnego umysłu. Stałem się człowiekiem nieśmiałym, choć jak magnez ciągnie mnie do ludzi, do rozmowy, życia synergicznego. Mówiąc wprost, został mi wgrany zły system operacyjny nieadekwatny do realizacji samego siebie w życiu.

I tak przez wiele lat trwałem w tym marazmie, utrwalając i pogłębiając nawyki, które coraz bardziej stawały się czymś normalnym. Nie byłem w stanie rozeznać, którędy pójść i jak zmienić swoje życie. I gdy już wszystko wyglądało beznadziejnie, stała się rzecz niezwykła – ktoś wtargnął w moje życie. Zostałem wręcz porażony Miłością. Z dnia na dzień wszystko się zmieniło. Nagle otworzyły się przede mną nowe możliwości, o które tak długo się modliłem. Nastąpiło przebudzenie, wyrwanie z niebytu, stało się coś, czego dziś nie umiem opisać słowami. Ale jak dobrze, że się stało...

Znalazłem się w nowej rzeczywistością. Wtedy też dostrzegłem w pełnym świetle, jak bardzo poszedłem w niewłaściwym kierunku. Miłość dodała mi sił, ale stare nawyki były mocno we mnie zakorzenione. Momentami czułem się zagubiony w nowej rzeczywistości, w której nie byłem sam. Uciekałem więc do tego co znane - do starych nawyków. Na szczęście moja druga połowa była silniejsza od moich bolączek i jakoś dajemy radę małymi kroczkami odkrywać moja drogę w życiu. Pojawienie się Miłości w moim życiu wywołało dwie reakcje: pierwsza to radość i nadzieja na przyszłość, druga uruchomiła „antywirusa” gdyż te uczucia nie pasowały do mojego życia, w którym jestem sam w swym bólu i rozpaczy. To była niesamowita walka, która po czterech latach wciąż nie jest prosta, ale dzięki wytrwałości jest coraz lepiej.

Ważne jest by spojrzeć na wszystko z boku, iść za głosem serca i wiedzieć, że nigdy nie jest za późno na zmianę tego co zostało zaprogramowane w dzieciństwie. Trzeba jednak się nie poddawać, bo na początku zmiany często się upada i ma się wrażenie, że wszystko jest, jak było. Najpierw trzeba przyjrzeć się i rozeznać własne bolączki. Każdą z nich rozdzielić od innych i zajmować się nimi po kolei. Podam bardzo prosty przykład: zawsze miałem wrażenie, ze jestem słaby fizycznie (pomagało mi to w upodabnianiu się do ojca). Męczyłem się zwykłym spacerem i oczywiście myślałem, że ze mną coś jest nie tak. Nie przyszło mi do głowy, że to od siedzenia w domu. Zacząłem to zmieniać przez wydłużanie spacerów i już po paru tygodniach praktycznie nie jeździłem autobusami. Kolejnym krokiem było pływanie, o którym zawsze marzyłem, ale pojawił się problem z uszami (zatykały się od wody). Pól roku kupowałem kąpielówki, zatyczki do uszu i w końcu się odważyłem pójść na basen. Tego dnia przepłynąłem żabką 8 długości basenu, wychodząc z wody ledwo żywy:). Dziś już śmigam od ściany do ściany odnajdując w tym niesamowity relaks.

Może wyglądać śmiesznie cała ta walka, ale proszę mi uwierzyć, dla mnie to było ciężkie doświadczenie. Nowe, dobre nawyki wypierają złe. Zaczynać trzeba od prostych spraw, powoli brać się za trudniejsze i mimo, że wciąż muszę pokonywać siebie, to wiem, że warto, bo widzę tego rezultaty w swoim życiu. Rzadko się zdarza, by dało się zmienić własne życie z dnia na dzień (chodź takie przypadki istnieją). Zmiany wymagają jednak rozpoznania bolączki i zastosowania odpowiedniego lekarstwa, którego efekty działania mogą pojawić się po paru miesiącach. Dlatego warto być wytrwałym i nie bać się okresów niemocy. Ważne jest też by otworzyć się na drugiego człowieka. To na prawdę pomaga nie koncentrować się tylko na sobie. Czasem po prostu wystarczy tylko być...

niedziela, 9 sierpnia 2009

Bolączki, które stają się wymówkami.

Będąc dzieckiem nie za bardzo rozumiałem, dlaczego mój ojciec siedzi cały czas w fotelu patrząc tym obojętnym wzrokiem, gdzieś przed siebie. Gdy stawałem się coraz bardziej świadomy dochodziło do mnie, że jest to choroba psychiczna, a te wszystkie leki, które brał codziennie, służyły ulżeniu bólowi jego duszy, sercu, umysłowi i ciału. Były oczywiście i lepsze dni, gdzie wszystko wyglądało dobrze, ale tych chwil było zdecydowanie za mało. Moja rodzina stała się hermetycznie zamknięta przed światem. I w tej o to rzeczywistości stworzyłem swój własny świat, który stał się moim azylem. I szczerze mówiąc w tamtym okresie nie widziałem, że coś jest nie tak. Gdy byłem dzieckiem, po prostu bawiłem się i śmiałem, nie zdając sobie sprawy z tego, że powoli moja podświadomość coraz bardziej będzie nasiąkać sytuacją w domu.

Choroba ojca trwająca latami musiała odcisnąć piętno na moim życiu i tak też się stało. Stawałem się coraz bardziej nieśmiały, tworząc gotowe scenariusze w swojej głowie. Zanim dobrze zacząłem coś robić w moim umyśle już zostało poddane to krytyce, a najtrudniejsze stały się kontakty z drugim człowiekiem. Zwykłe wejście do sklepu stawało się coraz trudniejsze. Ponieważ jestem osobą emocyjną, za bardzo odczuwałem zobowiązanie wobec ludzi wokół mnie. Zerowa asertywność sprawiła, iż wolałem unikać jakichkolwiek relacji międzyludzkich.

I tak o to niewyposażony w umiejętności społecznej komunikacji oraz barku empatii wchodziłem w dorosłe życie. Było to bolesne wejście, chodź na zewnątrz tego nie okazywałem w środku się gotowało. Stawałem się coraz bardziej podatny na stres, bałem się podejmować decyzji, które miały zaważyć na mojej przyszłości, bałem się sukcesu. Przez to wszystko nie byłem w stanie rozeznać, co jest dla mnie najlepsze. Popłynąłem z nurtem „rzeki” coraz bardziej nienawidząc swojego życia.

W ten oto sposób bolączki nabyte w dzieciństwie stały się wymówkami w życiu dorosłym. Nawet pisząc o tym wiem, że łatwiej było by to wszystko rzucić i trochę się po użalać nad sobą, że nie umiem pisać lub inną zastosować torturę by udowodnić sobie po raz kolejny, że się do niczego nie nadaje. Ale tak nie zrobię, bo wierzę, że wytrwałością i cierpliwością mogę przerwać ten przeklęty krąg. Już wiele zrobiłem by to się stało. Upadam, ale wstaje, a każde dźwignięcie się z kolon sprawia, że jestem silniejszy. I tylko wciąż kołacze mi się w głowie to jedno pytanie: quo vadis? Najpierw jednak muszę odnaleźć i oddzielić wszystkie bolączki, określić źródło każdej z nich i zastosować odpowiednie rozwiązania. I właśnie tym się zajmę przez najbliższe 30 dni. Cały proces zmian potrwa 16 miesięcy i zapraszam wszystkich chętnych do zapoznania się z moją drogą ku odnalezieniu własnego głosu. Jak już wspominałem kiedyś, podstawą tych zmian jest książka Steven`a Covey`a „8 nawyk”.

niedziela, 17 maja 2009

Podświadomość - fabryką reazlizacji marzeń.


Podświadomość jest jak w pełni zautomatyzowana fabryka, pracującą 24 godziny na dobę, realizując w tym czasie wszystkie funkcje życiowe, sprawiając, że wykonuję tysiące czynności, o których nawet nie myślę np. golenie się. A jeżeli podświadomość zajmuję się też realizacją naszych marzeń i planów życiowych? Jak wiele osób w ogóle nad tym się zastanawia? Dlaczego innym udaję się być szczęśliwym, a innym cały czas rzucane są kłody pod nogi.?

Ja się nad tym dużo zastanawiałem, ponieważ byłem w tej drugiej grupie, gdzie ciągle musiałem być przygotowany na rozwiązywanie trudnych problemów życiowych. Życie w takim strachu musi prowadzić do asekuracji przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji objawiające się lękiem przed pójściem za własnym głosem. Jednym słowem życie ukierunkowane na stagnacje bez wykorzystywania własnego potencjału. Mnie ta sytuacja bardzo męczyła, ciągle zadawałem sobie pytanie, dlaczego mnie spotykają takie trudności? Życie wydawało się walką o przetrwanie każdego dnia.

Dziś jednak znam już, tą drugą stronę i poczuwam się do obowiązku by podzielić się tym z tymi, którzy wciąż boją się zrobić ten pierwszy krok do szczęśliwego życia. Pierwszą rzeczą, którą należy zrozumieć jest pewna korelacja występująca pomiędzy świadomością, a podświadomością. Wykorzystam tu porównanie na przykładzie zwykłej transakcji handlowej. Świadomość będzie Panem Pawłem, który chcę mieć piękny garnitur, a podświadomość przyjmie rolę zdolnego krawca Pana Piotra, dla którego szycie jest pasją i oddaje się jej bez reszty:). Cała sytuacja zaczyna się od tego, że pewnego dnia Panu Pawłowi przychodzi nagła zachcianka, że chce mieć nowy garnitur. Doskonale wie, jaki ma mieć kolor i wzór. Jednak Pan Paweł nie należy do ludzi, którzy lubią chodzić po sklepach w poszukiwaniu tego właściwego. Postanawia, więc skorzystać z usług fachowca i w tym celu udaje się do Pana Piotra. Nasz krawiec ma już bogate doświadczenie i doskonale potrafi odczytać potrzeby Pana Pawła, który przekazuje wszystkie swojego uwagi odnośnie garnituru. Krawiec uruchamia procedury: mierzenie, wybór materiału, przymiarki, szycie i w końcu Pan Paweł otrzymuje swój wymarzony garnitur. Jak w bajce, prawda?

I tak właśnie jest ze świadomością i podświadomością. W świadomości powstaję potrzeba, którą realizuję podświadomość wybierając najwłaściwszą drogę. Trzeba tą drogą tylko pójść. A co się stanie, gdy Pan Paweł tylko pomyśli o nowym garniturze, ale nie zrobi żadnego kroku by go mieć? Czy Pan Piotr może sam z siebie uszyć nowy garnitur, o którym marzy Pan Paweł? Odpowiedź jest oczywista! W końcu Pan Paweł może kupi jakiś garnitur, a może w ogóle o nim zapomni, ale gdzieś w środku będzie czuł, że nie oto przecież chodziło. Wielu z nas żyje z takim uczuciem. Bo przecież miało być inaczej. Co poszło nie tak? To poszło nie tak, że często kończy się na marzeniach, lub na pierwszej nieudanej próbie, a kluczem do korzystania z fabryki realizacji marzeń, czyli podświadomości jest konsekwencja i ciągłe powtarzanie: „osiąganę swój cel ”. Takie nastawienie jest niezbędną energią, która wspiera realizacje naszych projektów życiowych.

Czy to oznacza, że jeśli nie dostarczamy naszej podświadomości konkretnych celów i niezbędnej energii przestanie ona działać zajmując się tylko funkcjami życiowymi? Wręcz odwrotnie. W takim przypadku podświadomości dostarczana jest negatywna energia, gdzie zamiast garniturów produkuje się nędzne szmaty, które na siebie nakładami. Podświadomość nie analizuje, tylko wykonuje!!! Gdybym chciał, poszedłbym do krawca, żeby mi uszył szmatę na wymiar, to zrobiłby to. Różnica jest taka, że krawiec mógłby nas przekonać, że nie musimy chodzić w szmatach. Podświadomość po prostu robi to, co jej każemy.

Chcesz zmienić Swoje życie? Sprawdź najpierw, z jakim nastawieniem otwierasz oczy po przebudzeniu się nad ranem. Jeżeli budzisz się z poczuciem rezygnacji i pogodzenia się z losem to nie myśl, że będziesz miał energię by cokolwiek zmienić. Zawsze już będziesz tylko marzyć o swoim garniturze szytym na miarę Twojego potencjału. A swoim dzieciom będziesz opowiadał, że kiedyś miałeś szanse zostać wielkim piłkarzem, bo grałeś przez dwa miesiące w klubie piłkarskim strzelając kilka bramek. Jeżeli to Ci wystarcza to ok., ale wiedz, że masz wybór by w każdej minucie zmieniać swoje życie. Zacznij spełniać swoje marzenia. Twoja podświadomość tylko na to czeka!!!

ps. Ćwiczenie praktyczne: zacznij już teraz powtarzać „jestem człowiekiem sukcesu”, a szczególnie przed snem. Jeśli ledwo przechodzi Ci to przez gardło to nie martw się. Początki są trudne, a gdy stanie się to Twoim nawykiem, zrozumiesz, o co mi chodziło. Twoje marzenia czekają na Twój ruch. Co zrobisz?

niedziela, 5 kwietnia 2009

Daleko od szosy - cz.3


Dziś mam okazje się przekonać jak bardzo fizyczny stan wpływa na moje myślenie i funkcjonowanie. Od wczoraj mam wrażenie, jakby ktoś wsadził moją głowę w imadło. I w takim o to jestem położeniu starając się napisać coś w miarę sensownego. Nauczyłem się jednego przez ostatni czas, iż człowiek to bardzo złożona machina, w której jest tak wiele zależności, że nie da się tego objąć umysłem. A mimo tej istotnej cechy, dziś prowadzone są usilne starania by człowieka ustandaryzować. A robi się to na różne sposoby: standardy żywnościowe, standardy farmaceutyczne, standardy edukacyjne, standardy finansowe, standardy jakościowe itp itd. Dlaczego tak się dzieje, że cała ludzkość ma wyglądać tak samo i żyć według jednej "słusznej idei". Zaczyna być zabijana ludzka różnorodność, a jedyną jej formą walki jest w tej chwili internet, ostatni bastion gdzie tak niesamowicie jest widoczny koloryt i potencjał twórczy ludzkości. Już raz w 1939 roku próbowano doprowadzić do ujednolicenia ludzkości i wtedy ta próba nie powiodła się. Dziś bardziej subtelnymi metodami próba ta przeprowadzana jest bardziej efektywnie. Bo wystarczy się obejrzeć za siebie i zobaczyć jak wiele wolności nam zostało odebrane, oczywiście dla naszego dobra, wmawiając nam, że nie potrafimy myśleć za siebie i jesteśmy jak małe dzieci, którymi trzeba kierować. Dlatego tak ważne jest, by szczególnie dziś usłyszeć swój głos, by nie poddawać się tej maszynce globalnej, gdzie garstka ludzi decyduje o miliardach. Wiem, że nie wszyscy muszą się interesować światową polityką, ale niestety przyszedł taki czas, gdzie decydują się losy nasze i przyszłych pokoleń i trzeba zdecydować po której stronie się stanie, a obojętność to zgoda na kierunek, który jest wyznaczany w tej chwili. Bo obojętność to bycie owcą w stadzie idącej na rzeź. Może to mocne słowa, ale taka jest obecna rzeczywistość. Trzeba więc uwolnić umysł i krok po kroku odnajdziemy światło w ciemności. Wciąż mam taką nadzieje. Bo wystarczy pomyśleć co by było gdyby: energia była darmowa, żywność zdrowa, nie byłoby patentów - trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie kto na tym zyska, a kto straci i będzie można łatwiej zrozumieć to co się teraz dzieje na świecie...

niedziela, 29 marca 2009

Dyscyplina czyli drugi akt tworzenia.


Wstałem dziś rano, żeby obejrzeć inauguracyjny wyścig Formuły 1. I muszę przyznać, że był to wyścig pełen zwrotów akcji, a jednym z bohaterów tego widowiska był nasz rodak. Mowa oczywiście o Robercie Kubicy, który jechał fantastycznie. Niestety trzy okrążenia przed końcem gdy Robert miał szansę nawet wygrać, doszło do kolizji. W tym momencie wyłączyłem telewizor, bo musiałem ochłonąć. Nie byłem zły na nikogo, ale chyba za dużo adrenaliny we mnie w tym czasie było:). Jednak dość szybko się pozbierałem i zająłem się swoim życiem oraz rozmyślaniem o dzisiejszym poście. Po paru godzinach zajrzałem na portal związany właśnie z tym jakże emocjonującym wyścigiem. I tylko jedno było dla mnie ważne tzn. co powiedział Robert? Chodź z góry wiedziałem co to będzie, to tylko ta dla pewności sprawdziłem:). A ostatnie słowa tylko to potwierdziły - "Takie są wyścigi". Za tydzień już nie będzie o tym pamiętać stając na starcie do kolejnego wyścigu, bo przecież najważniejszy jest cel. Można by zadać pytanie, a co to ma wspólnego z dzisiejszym tematem? Otóż, ma to i to bardzo wiele. Jak już pisałem we wcześniejszym poście, wizja to pierwszy akt tworzenia, gdzie pojawiają różne projekty związane z moim życiem . Jednak żebym mógł te projekty zamienić w rzeczywistość potrzebna jest dyscyplina. Przykładem właśnie takiego podejścia jest Robert Kubica, który ma wielki talent, ale jeszcze większa była jego wola by swoje marzenia i projekty zrealizować. Wiele razy słyszałem i zresztą też tak myślałem, że dyscyplina odbiera wolność. Dziś już wiem, że jest odwrotnie, bo właśnie dzięki dyscyplinie mogę osiągać swoje cele i marzenia. Czy właśnie nie o to chodzi w byciu wolnym? I nie mam tu na myśli wojskowego rygoru, chodzi bardziej o to że używając dyscypliny, pokonuję słabości chwili widząc cały czas kierunek, który wskazuje mi mój własny kompas. Muszę przyznać, że dopiero nieśmiało używam dyscypliny w swoim życiu, ale już patrząc na owoce tych prób, widzę jej wielką moc. Moc, która daję siłę do zmian i przemiany marzeń w rzeczywistość. Bo wizja to piękny obraz przyszłości, a dyscyplina to stawianie kroków w trudnej rzeczywistości by ta przyszłość mogła stać się faktem. Wybór jak zawsze należy do mnie...

niedziela, 22 marca 2009

Wizja własnego "ja".


Gdy już odkryłem dary, które otrzymałem wraz z darem życia, to czas bym zaczął to trudniejsze zadanie jakim jest wyrażenie własnego głosu za pomocą atrybutów jakimi są: wizja, dyscyplina, pasja oraz sumienie. Na pierwszy ogień pójdzie wizja, która jest kluczowa dla odnalezienia mojego miejsca i przeznaczenia. Bo z wizją jest tak, że jest ona pierwszym aktem tworzenia. Wszystko powstaje najpierw w umyśle. Właśnie od tego etapu rozpoczyna się zmiana, od wyobrażenia siebie w zupełnie innej roli niż do tej pory. I tak naprawdę wizja nie ma żadnych ograniczeń, pozwala mi wyjść po za moje dotychczasowe wyobrażenia. Dzięki tej umiejętności odradzam się jak Feniks z popiołów i wciąż mogę odkrywać świat i ludzi na nowo. Przyznam, że od momentu kiedy zdałem sobie sprawej z tej mocy jaka tkwi w każdym człowieku, zobaczyłem niezmierzone możliwości i pomysły na siebie. Przyznam, że troche zbyt dużo teraz tego jest, ale zdecydowanie wolę taki stan niż świat ograniczeń jakim kiedyś żyłem. Powoli z tego gąszczu, wyłania się ta najważniejsza wizja jaką jest wizja własnego "ja". Zaczyna się pewnego rodzaju selekcja, wyłania się kierunek, cel, a za tym idzie coraz łatwiejsze podejmowanie decyzji w sprawach, tego co służy mojemu rozwojowi, a tego co nie jest warte mojej uwagi. Przykładem takiej mocy wizji jest moje życie: 10 lat wiktymizacji vs ostatnie 3 lata gdzie już mieszkałem w trzech miastach, pracowałem w trzech dziwnych zawodach. Dzięki temu dziś mam już większe doświadczenie i wiem, że cały czas sięgając do wyobraźni i idąc za głosem serca zmierzam w moim kierunku. Oczywiście wizja to pierwszy akt tworzenia i ważne, żeby niezostała ona w sferach marzeń, ale o tym już innym razem...

niedziela, 15 marca 2009

Podsumowań czas



Jak to zwykle bywa, co jakiś czas zamyka się pewne rozdziały by móc otworzyć następne. Z takim też zamiarem usiadłem do dzisiejszego posta. Zastanawiając się w jaki sposób mam to uczynić, zadałem sobie pytanie: w jakiej kondycji jest moje ciało, umysł, serce i dusza od czasu gdy rozpocząłem tę podróż w głąb siebie? Odpowiedź na każdym polu jest bardzo pozytywna. Pierwszą fazę tych pozytywnych zmian nazwałbym walką ze starymi nawykami. Dlaczego mówię o walce, bo choć pojawiła się chęć zmiany życia to została jeszcze kwestia zastąpienia starych przyzwyczajeń nowymi. Skoro to co stare było hodowane przez wiele lat to i nowe wymaga wybudowania trwałych fundamentów, a to wymaga czasu. Ja zacząłem budować fundamenty nowego życia od momentu gdy się zakochałem i od tamtej pory powoli nabieram rozpędu we wszystkich sferach mojego człowieczeństwa. Skłamałbym gdybym powiedział, że wszystko idzie gładko, ale prawdą jest, iż teraz moje życie zmierza w kierunku, który wskazuje mi mój kompas czyli sumienie. Potrafię się zatrzymać by spojrzeć na to co wokół mnie. Na wiele spraw nie mam wpływu, ale reakcję na te sprawy wybieram ja. Reszta jest konsekwencją tych wyborów. Czyż to nie brzmi lepiej niż, ciągłe szukanie wymówek gdzieś na zewnątrz, by tylko nie stawiać czoła własnym lękom? Każdy z nas pamięta przypowieść o talentach. Wraz z narodzinami dostajemy przynajmniej cztery główne dary: ciało, umysł, serce i duszę, a wraz z nimi wolność w ich rozwijaniu. I tutaj wchodzę na grząski teren, bo przecież na początku mojego życia mój rozwój zależny był od moich rodziców i środowiska w którym żyłem, więc można zadać pytanie, gdzie w tym wszystkim była moja wolność? Na szczęście schowana była w sumieniu, którego nigdy nie wyciszyłem i gdy nadszedł właściwy dzień ruszyłem swoją drogą zmieniając całkowicie swoje myślenie. Tak jak już pisałem wiele razy, dusza a tym samym sumienie są takie same od narodzin, aż po śmierć. Można jednak stłumić ten tak cenny dar zakłócając go głosem pesymizmu (serce), wiecznym zmęczeniem (ciało) i ciągłym patrzeniem przez szkiełko (umysł). Tylko równowaga w tych czterech sferach pozwala iść przez życie z podniesioną głową. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. Nie chce niczego narzucać, bo nie to jest moją intencją. Chcę tylko podzielić się moim spojrzeniem na ten świat. Kto wie, może dla kogoś będzie to bodźcem do zmiany, ale recepty gotowej nie mam. Jest tylko rada by bardziej poznawać siebie i nie płynąć ze społecznym prądem. Bo w takim nurcie łatwo jest zgubić swoje talenty i dary, łatwo jest oddać swoją siłę i poddać się. Dziś każdemu przykleja się naklejki, ale ja już się tym nie przejmuję, bo idę swoja drogą i co ważne przestaję takie naklejki przyklejać innym. Bo żeby coś zmienić trzeba zacząć od siebie. Jest dość prosty test, by sprawdzić czy cztery dary jakim są inteligencja: fizyczna (ciało), umysłowa (umysł), emocjonalna (serce) i duchowa (sumienie) są w równowadze. Zadaj sobie cztery pytania i zadawaj je przynajmniej co tydzień przez miesiąc. O to one:

1. Czy pod koniec dnia narzekasz na brak sił?
2. Czy zawsze masz czas wysłuchać bliskich?
3. Czy zdobywanie wiedzy to przyjemność?
4. Czy to do czego zmierzasz zgodne jest z Twoim sumieniem?


Odpowiedzi powinny pokazać nad czym warto popracować:)
. Czasami wystarczy tylko zadać sobie te pytania. By zebrać plony, trzeba najpierw zasiać...



niedziela, 8 marca 2009

Sumienie czyli mój GPS


Do tej pory omówiłem trzy uniwersalne części bytu ludzkiego, takie jak inteligencja fizyczna, umysłowa i emocjonalna. Te trzy dary często wyrażają się zewnętrznymi objawami. Widzimy wyraźnie postępy ich rozwoju lub zaniedbania. Jest jednak jeszcze czwarty dar, chyba najmniej zauważalny, ale dla mnie najważniejszy, a tym darem jest sumienie (inteligencja duchowa). Jest ono dla mnie jak GPS, który łatwo prowadzi mnie do celu, pokazując najwłaściwszą drogę. Gdy mocno wsłucham się w głos sumienia, dokładnie wiem gdzie zboczyłem z wyznaczonego kierunku i gdzie należy wrócić na właściwe tory. Sumienie nie wymaga rozwijania, bo jest już mapą otrzymaną wraz z narodzinami. To co powinienem rozwijać w sobie, to umiejętność zatrzymania się i wsłuchania w wewnętrzny głos jakim jest moje sumienie. I to jest właśnie najtrudniejsze, szczególnie dziś, gdzie tak wiele jest dróg którymi możemy pójść. Wiele też razy spotkałem się z sytuacją gdzie ktoś po wielu latach sukcesów w jakieś dziedzinie, nagle wszystko rzuca i podąża drogą, której inni nie potrafią zrozumieć. Bo to kim chcemy być nie zawsze pokrywa się z tym kim jesteśmy. Ja tak miałem, ale przyszedł dzień, gdzie sumienie staneło przedemną jak lustro w którym zobaczyłem człowieka jakim nie chciałem być. Od tamtego czasu zmieniam to i stale przyglądam się tym zmianom dzięki modlitwie i wyciszeniu. Nie jest łatwo słuchać sumienia, bo im lepiej je słyszymy tym bardziej jest ono wymagające. Mimo tych trudności mogę powiedzieć, że warto, bo nieczuję obawy przed przyszłością wiedząc, że zmierzam we właściwym kierunku. Spytacie jak to zrobiłem? Po pierwsze modlitwa (u mnie jest to dialog z Bogiem), po drugie wierność małym sprawom dnia codziennego i wyznaczenie celu długoterminowego. Czas i wytrwałość pokaże owoce takiego życia. Gdy słucham sumienia to widzę, że nie ma przypadków w moim życiu. Też tak masz?

piątek, 6 marca 2009

Daleko od szosy cz.2


Witam wszystkich tych którzy, może martwili się czy przypadkiem nie dałem sobie spokoju z odnalezieniem własnego głosu. Więc rozwiewam te troski i pojawiam się z powrotem:) Moja nieobecność związana była z przeprowadzką i znalezieniem pracy. Zarówno mieszkanie, praca jak i ludzie, których poznałem zdecydowanie trafiają w orbitę moich fal:). Był to ważny test, gdyż łatwiej mi pisać o zmianach gdy faktycznie te zmiany wprowadza się w życie. Więc z czystym sumieniem mogę zapewnić, że własna inicjatywa i pozytywne nastawienie przynoszą wymierne rezultaty. Dowodem jest to, że szukanie pracy zajęło mi pięć dni za pieniądze które chciałem, ale co ważniejsze z ludźmi, którzy zdecydowanie wzbudzają zaufanie i wiedzą czego chcą. Dla mnie też stało się jasne, że szukanie pracy przez wysyłanie CV to w większości przypadków strata czasu, więc moja rada na dziś jest prosta: trzeba wyjść do ludzi, bo tylko tak mogą zobaczyć, że warto we nas zainwestować. Ale by to się stało, jedno jest ważne: nie ważne jest to kim jestem, ważne kim mogę być. Do czego zmierzam? Chodzi o to, że dziś nie można się trzymać tego co już potrafimy, raczej trzeba nauczyć się tworzenia siebie na nowo. Umiejętność zmiany przyzwyczajeń zapewnia sukces, chodź by przy szukaniu pracy. Jak zawsze zaznaczę, że jest to bardzo indywidualna sprawa i każdy powinien nauczyć się tworzyć siebie na nowo według darów i talentów, które otrzymał. Dzięki temu, iż jestem bardziej proaktywny (przejmowanie inicjatywy) mam większy wpływa na moje życie, a tym samym moja siła i pewność siebie rośnie. I na koniec, to co zauważyłem przez ostatni czas: pozytywne nastawienie przyciąga ludzi z pozytywnym nastawieniem, a zgadnijcie jak to działa odwrotnie. Wybór należy do mnie...

niedziela, 22 lutego 2009

Emocjonalne spoiwo.


Ci którzy śledzą moje wypociny:) od początku, z pewnością pamiętają post gdzie pisałem o tym jak ważne jest odnalezienie w sobie źródła problemu. Od tego momentu bowiem rozpoczyna się prawdziwa przemiana, gdzie nie trzeba szukać na ślepo rozwiązań. I właśnie tak było ze mną. Emocje, emocje, emocje, a idąc tropem "8 nawyku" trafiłem na: samoświadomość, osobistą motywacje, samoregulacje, empatie oraz umiejętności społeczne. Właśnie te pięć elementów wyodrębnił autor rozkładając inteligencję emocjonalną na czynniki pierwsze. Na moim przykładzie porównałbym ten ważny składnik do spoiwa, które łączy ciało, umysł i ducha. Brak tego spoiwa sprawia, że budowanie czegokolwiek jest jak budowanie domku z kart. A gdy człowiek jest świadomy wolności dokonywania wyborów, nie poddaję się trudnościom bo widzi swój cel podróży, potrafi zmieniać porażki w sukces, potrafi zrozumieć drugiego człowieka oraz potrafi z drugim człowiekiem spokojnie rozmawiać na każdy temat, to sami mi powiedzcie, czy taki człowiek może się bać wyzwań w życiu? Czy taki człowiek może bać się kryzysu? Emocje to kompas, który zawsze pokazuje północ. Emocje to intuicyjne podejmowanie ważnych decyzji. I właśnie jakiś czasem temu to zrozumiałem. Zobaczyłem też prosty łańcuch zależności: gdy boli głowa, przestaję jasno myśleć, zaczynam się denerwować, a za tym pojawiają się negatywne emocje i bagno gotowe. Tak było kiedyś, a teraz boli głowa, pojawia się frustracja, a tu nagle pozytywne emocje stopują wszystko i przychodzi spokój w którym mogę przeczekać trudny czas. I uprzedzam to jest takie proste, ale dojście do tego wymaga trochę czasu, który jest potrzebny by powoli nasiąkać optymizmem. Brak rozwiniętej inteligencji emocjonalnej prowadzi do braku wiary w siebie, do myślenia za innych, do agresji i przemocy, do chorób psychicznych, do izolacji i porównywania się z innymi, a dziś taki właśnie widzę obraz społeczeństwa. Można to jednak zmienić. Ja zaczynam od siebie...

ps. do rodziców: możecie dać dziecku jeść i zapewnić mu zdrowie, możecie je wykształcić, ale jak nie dacie mu Miłości to cóż ono z tym zrobi?

piątek, 20 lutego 2009

Daleko od szosy cz1

Będzie to cykl poświęcony bardziej prywatnym spostrzeżeniom na temat zmian jakie staram się podjąć własnym wysiłkiem. Bo prawda jest taka, że wcale nie idzie mi to tak łatwo. Szczególnie ostatni czas gdzie zmieniam miejsce zamieszkania i pracę, sprawia, że toczą się we mnie zażarte pojedynki między wiarą we własne siły, a poddaniem się słabościom innych ludzi. Wszyscy dobrze wiemy jaka jest obecnie sytuacja na świecie, a ja nie mając za wiele pieniążków na koncie postanowiłem zrobić kolejny krok ku odnalezieniu własnego miejsca na tym ziemskim padole. Od momentu kiedy złożyłem wypowiedzeniem nie opuszcza mnie duch wspaniałego narodu polskiego. Od tygodnia słyszę tylko jedno: nie ma pracy, jest kryzys, to nierozsądne itp itd. Pewnie w normalnej kondycji psychicznej by to po mnie spłynęło, ale zważywszy na pewne stare nawyki gromadziłem to w sobie, aż emocjonalnie wysiadłem. To było wczoraj. Dziś to jest już dla mnie ciekawym (chodź nieprzyjemnym) doświadczeniem, które pokazało mi na jakim etapie zamian jestem. Wnioski są takie, że jeszcze długa droga przede mną, ale kierunek jest właściwy. Zrozumiałem też, a przynajmniej tak ja to odebrałem, że dziś wszystko traktowane jest rozumem. Ja bardziej działam intuicyjnie, ale nie idę ślepo przed siebie. Mój rozum dostosowuję środowisko w którym się znajdę do tego co podpowiada mi intuicja. Jak do tej pory to działa. Tak więc alleluja i do przodu. I jeszcze hasło na koniec: każda zmiana wymaga tego bym zerwał łańcuch rozsądku, bo rozsądek zawsze trzyma mnie przy tym co znam...(i takie tam:)

niedziela, 15 lutego 2009

Inteligencja umysłowa


Ostatnio pisałem o inteligencji fizycznej i o tym jak istotna jest jej kondycja. Już z doświadczenia ostatnich miesięcy mogę powiedzieć, że radzę sobie duże lepiej niż to było za nim chodziłem na basen. Dzisiejszy temat jest bardzo analogiczny do poprzedniego bo przy inteligencji umysłowej "kondycja" naszych szarych komórek też jest bardzo istotna dla odnalezienia równowagi w życiu. Ale czym właściwie jest ta inteligencja umysłowa? Dla mnie jest to ta część mojego bytu, która odpowiada za logiczne przetwarzanie danych napływających z zewnątrz. Im więcej informacji i im mniejsza jest zdolność umysłu do ich przetwarzania tym więcej pojawia się frustracji i niepewności. Bo czyż nie słuszne jest powiedzenie, że człowiek najbardziej boi się tego czego nie pojmuję. Dlatego im ludzie mniej wiedzą na dany temat tym bardziej podatni są na manipulacje oparte na emocjach, a nie zrozumieniu problemu. Prostym przykładem mogą być reklamy różnych produktów, gdzie używany jest chwyt marketingowy oparty na niewiedzy większości ludzi. Każdy kto zna się choć trochę na aparatach fotograficznych doskonale wie, że piksel pikselowi nie równy i cały wyścig upychania ich na matrycy służy tylko zwiększenia sprzedaży (tak kupiłem swój pierwszy aparat:). Ale jak skutecznie zająć się rozwojem swojego umysłu? Ja już wiem, że ważna jest dyscyplina i systematyczność w tym co robimy. Po drugie gdy już się czegoś nauczę to staram się sięgać po nowe wyzwania oraz po trzecie, moim zdaniem najważniejsze, staram się przekazywać swoją wiedzę i wykorzystywać ją w życiu. Dlatego na początek warto znaleźć coś co sprawia nam przyjemność i dzielić się tym z przynajmniej jedną osobą. I znów to powtórzę, nic na siłę. Każdy ma swój własny rytm działania, ważne żeby iść we właściwym kierunku. Dla mnie tym treningiem jest ten blog. Dzięki temu z czasem nawet mniej przyjemnych rzeczy łatwiej się nauczyć:). Pierwszy raz w życiu lubię robić to co robię:). Na koniec coś zabawnego od pana Einsteina: "Jeżeli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?"

niedziela, 8 lutego 2009

Ciało czyli moja inteligencja fizyczna


Ostatnie doświadczenia zwróciły bardziej moją uwagą na zależność mojej sprawności umysłowej od stanu fizycznego. To co prawda nic odkrywczego, ale ciekawe jest jak bardzo stany fizyczne mają wpływ na nasze emocje i odwrotnie. Porównałbym moje ciało do okna na świat czy też narzędzia które, odpowiedzialne jest za wykonywanie zadań zleconych przez umysł. Dlatego też od sprawności mojego ciała zależy siła z jaką będę poszerzał przestrzeń swoje wolności. I właśnie w tym ostatnim tygodniu przez bóle głowy, nie byłem wstanie się na niczym skupić. Z tym przychodziła frustracja i złość. Powoli wracam do siebie, ale bardzo żałuję tych przykrości jakie sprawiłem mojej bliskiej osobie. I to właśnie uzmysłowiło mi jak bardzo człowiek jest złożony i jak rozwój naszej inteligencji fizycznej ma znaczenie przy realizacji planów. Wszystko się przenika: ciało, umysł, serce, dusza. Osiągnięcie radości bez osiągnięcia równowagi w tych czterech sferach naszego życia może okazać się nie możliwe. Trzeba więc rozwijać się jednocześnie na wszystkich polach. A ciało stanowi najbardziej zewnętrzny aspekt naszego istnienia. A sposobem jest na to właściwe odżywianie, ruch i odpoczynek. Każdy jednak powinien sam odnaleźć najlepsze sposoby na utrzymanie właściwej formy. Ja wciąż szukam. Myślę, że cierpliwość i wytrwałość zaprowadzi mnie do umiejętności wyszukiwanie tego co dla mojego ciała jest najlepsze. Czego i wam tworzącym siebie na nowo życzę z całego serca

niedziela, 1 lutego 2009

Najtrudnieszy pierwszy krok


Zanim zrobi się krok w nieznane, sprawdzamy czy grunt pod naszymi stopami jest stabilny. Ten pierwszy krok jest najtrudniejszy, bo musi on być postawiony najpierw w umyśle. I tak jest ze zmianami w naszym życiu. Wykonanie tego pierwszego kroku wymaga wiele walki w nas samych. Chcemy oprzeć nasze działania na trwałych fundamentach, które dodadzą nam odwagi i pewności siebie. Szczerze mówiąc moje wprowadzanie zmian jest całkowicie oparte na wewnętrznym głosie, intuicji jak kto woli i jak do tej pory wszystko układa się w całość. Nie jest to co prawda łatwe, bo co chwile skacze na głębokie wody. Mimo stresu jaki mnie trawi, to jednak coraz więcej spokoju wypełnia moją duszę. Czasem mam wrażenie, że całe nasze życie składa się ze stawiania pierwszych kroków, ale im więcej zdobywamy doświadczenia tym łatwiej to przychodzi. Moje decyzje staram się podejmować na zasadach uniwersalnych, które są wspólne dla wszystkich ludzi niezależnie od kultury, ideologi czy wiary. Te zasady powszechne to uczciwość, szacunek dla życia, miłość, szacunek dla wolności drugiego człowieka. Czuje, że dzięki tym zasadom uda się iść przez życie z podniesioną głową. Tego też życzę wszystkim tym, którzy już podnieśli nogę i chcą postawić krok w kierunku, który poszerzy przestrzeń waszej wolności i ludzi których kochacie.

czwartek, 29 stycznia 2009

Poszerzaj przestrzeń...


To co moim skromnym zdaniem jest największą bolączką współczesnego człowieka związane jest z zapomnieniem o darze jak otrzymaliśmy wraz z narodzinami. Większość ludzi oddało ten dar w ręce innych, a dziś cierpimy i zadajemy sobie pytanie: dlaczego tak nieswojo się czujemy chodź w dobrach materialnych posiadamy wiele. Tym darem największym, zaraz po darze życia jest dar wolności i możliwości dokonywania wyboru. Tę wolność można właśnie porównać do przestrzeni w której przyszło nam żyć. Im ta przestrzeń jest większa tym mniej mamy w sobie wątpliwości i łatwiej przychodzi dokonywanie trudnych wyborów. Ta przestrzeń właśnie jest kompasem naszego życia i pozwala kroczyć kierunkiem, która dla nas jest najlepszy. Oddawanie tej przestrzeni to zamykanie się w celi dwa na dwa metry i liczenie ciągle na innych. Ja właśnie tak miałem, czułem że się duszę i wariuję. Ciągle porównywałem się z innym, ciągle czekałem na czyjąś pomoc, a przecież mam potencjał by sam tworzyć swoje życie. Każda istota ludzka ma ten potencjał, ale wmawia się nam, że sami sobie nie poradzimy, a jak pisałem poprzednio jeżeli w coś uwierzymy to nasza podświadomość bierze to za rzeczywistość. Wiecie jak łatwo poszerzyłem swoją przestrzeń wolności wyboru? A więc tak, szukając ciekawej pracy, przeglądałem wiele ofert sprawdzając gdzie się nadaje i kto będzie ewentualnie chciał mnie zatrudnić. Wiele stresu mnie to kosztowało, aż przyszła taka o to prosta myśl. A czemu właściwie sam sobie nie mogę stworzyć miejsca pracy? I mimo, że nadal nie wiem co to będzie, to sam ta myśl poszerzyła moje możliwości i zarazem przestrzeń wolności dokonywania wyborów. To jest takie proste, że czasem aż boli. Kolejną radą by ta przestrzeń była coraz większa będzie rada mojego dobrego przyjaciela. Czasami nie ma się wpływu na różne wydarzenia, czy ludzi którzy nas otaczają ale zawsze ma się wpływa na nasze nastawienie do tych spraw. Może być pozytywne lub negatywne i to właśnie zależy od nas. Popatrzcie w głąb siebie, a zobaczycie jak wielki potencjał w nas jest. Zostaliśmy nauczeni myślenia schematami, ale można to zmienić. Zatrzymaj się Człowieku, rozejrzyj się i zadaj sobie pytanie, czy jesteś wolny i jak wielka jest ta przestrzeń? Nic więcej nie trzeba. Na początku prawda może zaboleć, ale ziarno zostanie zasiane...

niedziela, 25 stycznia 2009

Naprawdę chcesz zmiany?


Trudno mi się piszę tego posta. A niby wszystko już się ułożyło w logiczną całość. Problem w tym, że dla mnie to jest logiczna całość, co nie oznacza, że dla wszystkich musi to mieć sens. A sprawa jest kluczowa dla dalszego zrozumienia samych siebie. Bo widzicie, przez jakieś 10 ostatnich lat myślałem, że zmieniam swoje życie, ale wciąż coś mi staje na przeszkodzie. A to ludzie, którzy nie potrafią mnie zrozumieć, a to moje lenistwo, bóle głowy. W końcu gdy poznałem blisko kilka osób, to ciągle słyszałem, że tak naprawdę nic nie chce zmieniać bo za dobrze mi w moim "bagienku". Ale się wkurzałem. Jak to, to ja się tak staram, a moi najbliżsi mi takie rzeczy mówią. Trwałem dalej w beznadziejnej walce o swoją tożsamość w tym świecie. Jednak ziarno niepewności co do moich działań zostało zasiane. Pierwszy poważny problem został odkryty, a mianowicie podświadomie nie chciałem nic zmienić. A podświadomość to ukryta w nas potęga, której siłę wciąż lekceważymy. Dzięki podświadomości ludzie zapominają o traumatycznych przeżyciach, potrafią siłą woli leczyć się. Podświadomość nas chroni i chcę dla nas jak najlepiej. Ale bodźce pochodzą od świadomości. Teraz to co najtrudniej było mi przełknąć. Dałem do zrozumienia podświadomości, iż pesymistyczne i strachliwe życie jest dla mnie dobre. I to właśnie mnie męczyło. Dokonywałem zmian i wciąż wracałem do swojego bezpiecznego świata w którym na nic nie miałem wpływu i byłem nieudacznikiem. To był mój bezpieczny świat. Więc porywałem się na wielkie rzeczy bo podświadomie wiedziałem, że im nie podołam. Sukcesy lekceważyłem, porażki wyolbrzymiałem. Teraz już powoli to zmieniam, karmiąc podświadomość optymizmem i miłością. Wiem jakie to trudne zobaczyć, iż samemu sabotażuje się własne życie, ale ta prawda przynosi ulgę i akceptacje, która pozwala mieć nadzieje na odnalezienie własnego głosu. Pamiętaj nic na siłę, wystarczy zaczać robić i trwać przy czymś prostym. Później przyjdzie czas na sprawy trudniejsze - może się okazać, że wcale nie takie trudne...

czwartek, 22 stycznia 2009

Bolączka - Problem - Rozwiązanie


Wyobraźmy sobie taką oto sytuację, że bardzo źle się czuję i w związku z tym idę do lekarza. Pan doktor pyta o objawy, bada mnie i stawia diagnozę. Następnie wypisuje receptę z odpowiednim lekiem, który ma mi pomóc. Zażywam ten specyfik cudowny i jakby jest lepiej, ale tylko na początku. Z czasem jakby objawy się nasilają. Więc znów idę do pana doktora, a tu okazuje się, że to jednak, co innego mnie trapiło. Tym razem nowy lek już działa i po kłopocie. To jest wersja optymistyczna, której moja ciocia nie dożyła. Rok czasu leczona na hemoroidy umarła na raka jelit. Do czego jednak zmierzam. Już wyjaśniam. Przedstawiony przykład jest dziś powszechny i wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, by zauważyć jakie wielu ludzi cierpi na depresje, bóle głowy, irytacje, brak sensu życia i jak wielu środków stosuje by temu przeciwdziałać. Radzimy się specjalistów i ufamy ich wiedzy często nie sprawdzając jej. Jak widać działają na nas różne bolączki: fizyczne, duchowe, emocjonalne. Te bolączki mają swoje źródło i od zlokalizowania go zależy skuteczność zastosowanego rozwiązania. Dlatego w gąszczu niezliczonych rozwiązań ważne jest by odnaleźć swój własny głos. Ten głos, który będzie na pomocny w odnalezieniu równowagi. Tego telewizja a nikt Ci nie da. Tylko Ty sam masz możliwość i wolność dokonywania wyborów. Jeśli pozwolisz by to inni za Ciebie decydowali, wtedy przygotuj się na to, że rozwiązania Twoich problemów będą daleko od problemów, które są ich źródłem. Reasumując: żyjemy w świecie nieskończonych ilości bolączek i ich rozwiązań, ale poznając swój własny głos, zobaczymy to co jest prawdziwym źródłem, a wtedy z ciemności wyłoni się światło i wszystko stanie się jasne. A teraz proszę Cie, zamknij oczy i nie myśl o bolączkach, ale sięgnij do ich przyczyny. Rozwiązanie samo przyjdzie...

wtorek, 20 stycznia 2009

Od bezsilności do poszukiwań własnego głosu

Po dłuższej przerwie postanowiłem tutaj zajrzeć. Od czego tu rozpocząć, bo właściwie już to przerabiałem z milion razy. A wszystko zaczyna się od tego, iż mam zbyt bujną wyobraźnię. To jest trochę tak jak oglądać miasto oświetlone nocą, ale w dzień już tak nie zachwyca, a śmieci walają się wszędzie. I tak właśnie jest z moim postrzeganiem świata i realizacją swoich życiowych planów. Ciągłe zderzenia z rzeczywistością wyprowadzają mnie z równowagi. W świecie swoich marzeń wszystko jest prostsze, opiera się na zasadach i ideach, a ciężką pracą można osiągnąć wszystko. Wiem, że czas zejść na ziemie, ale nie chce się dostosowywać do tego szaleństwa. Wciąż szukam punktu zaczepienia, gdzie stanę się bardziej odporny na to co na zewnątrz. Dlatego też, kolejna próbą będzie odnalezienie własnego głosu i kierunku w którym będę mógł pójść, a pomoże mi w tym ten blog i książka "8.nawyk" autorstwa Stephen R. Covey`a. Jednocześnie zapraszam także was do odnalezienia własnego głosu i pójścia pod prąd. To jest jedyna droga do odnalezienia spokoju w życiu.